Pod jednym dachem-non stop-od 23 dni

„Można oszaleć. Już 23 dni wystarczy by oszaleć, a 23 dni z dorastającym dzieckiem daje wystarczające alibi dla każdego potencjalnego działania” – oto tekst, który mówię do przyjaciółki pod koniec dnia. Dnia, w którym jej miny, ton, słowa i moje reakcje (nie odpowiedzi – tu pisałam o tym rozróżnieniu) doprowadziły do miejsca, z którego zawrócić się nie dało.

Tę część przemilczę dla zachowania dobrego imienia 😉 ale chętnie podzielę się tym, co zadziało się potem, jakieś 60 minut później.

Ja w sypialni układająca plan podcastu o tym, co się kryje za trudnymi emocjami dzieci (o losie, ty szelmo jedna), ona szwendająca się po domu zaglądająca trzy razy do mnie. Nie podnoszę wzroku. Twarda jestem. Wreszcie ona: widziałaś mój telefon. W szufladzie jest – udaje mi się powiedzieć. Poszła i wróciła z telefonem. Położyła się obok, coś oglądała, z kimś pisała i nie odrywając wzroku od ekranu zapytała: Położysz się ze mną? Ja: nie chcę. Ona: ale ja chcę. I była w tej hardości jakaś miękkość, która pozwoliła mi dotknąć tego, co dla mnie ważne. Bycia blisko pomimo wszystko, bycia blisko mimo tego co się między nami wydarza. Oferuję więc, że przeczytam jej książkę. Oferta przyjęta.

Czytam, a potem kładę się z nią i zasypiamy. Regulujemy siebie. Leżąc blisko, w uścisku. Ona reguluje siebie i mnie. Ja siebie i ją. Jak naczynia połączone. Zanim uśniemy słyszę: Kocham Cię mimo wszystko. I już wiem, że to, co zrobiłam zanim Mała Dziewczynka stała się Nastolatką pozwala mi nie wpadać w czarną otchłań. Pozwala mi oddychać w tym trudnych momentach, które czasem trwają dłużej niż moment.

Pomogło także przypomnienie sobie, że mieszkamy pod tych wspólnym dachem nie od 23 dni, a od 12 lat.

Jako rodzice mamy taką tendencję, gdy w relacji z dzieckiem jest trudno, że widzimy tylko ten trudny moment. Patrząc na niego wpadamy w poczucie winy, bo być może coś jednak spieprzyliśmy. W złość, bo przecież nie tego uczyliśmy nasze dziecko. Bezsilność, no bo ile razy można powtarzać, co jest dla mnie ważne, czego chcę dla naszej rodziny.  Jako rodzice przywiązujemy za dużą wagę do konkretnych zdarzeń. Skupiamy się na trzaśnięciu drzwiami, braku odpowiedzi na pytanie czy odmowie zapominając o tych 3, 5 czy 7 godzinach, które minęły zanim stało, co się stało. Mamy jakąś taką dziwną przypadłość przypisywania zachowaniom dorastającego dziecka brak szacunku, arogancję, „tumiwisizm”, podczas gdy za trudnym zachowaniem mniejszych dzieci szukamy potrzeb. Zapominamy, że to co działało w relacji jeszcze 2,3 lata temu, teraz też będzie działać, jeśli damy sobie i temu drugiemu szansę, na przykład zamykając paszczę. Ale o tym już było. W poprzednim poście.

Warto pamiętać, że nie tylko dorastające dziecko zmienia się. My się też zmieniamy. I tak jak nam bywa trudno z zachowaniem dziecka, tak jemu bywa trudno z naszymi wyborami. Pamiętajcie, jesteśmy naczyniami połączonymi. I pamiętajcie jeszcze o łagodności dla dziecka i dla siebie, nie tylko w tej kwarantannie.

I jeszcze jedno: dbaj o siebie pamiętając o procedurach bezpieczeństwa obowiązującej w samolocie. Najpierw sobie  załóż maskę. Wszyscy na tym skorzystają.