Silne, harde, waleczne, niezłomne. Znam mnóstwo takich kobiet.  Nie chcąc już być uległe, poddane, bezbronne manifestujemy swoją wolność, tupniemy nogą kiedy trzeba i głośno przeklinamy. A z drugiej strony wciąż zdarza nam się ukrywać łzy, radzić sobie same, płynąć z nurtem. Dopasowałyśmy się do oczekiwań, nie tylko innych ludzi, ale także własnych. Wolne i niewolne.

Prowadząc warsztaty coraz częściej i coraz głośniej słyszę jak bardzo kobiety pragną być wolne i jak wciąż trudno doświadczać im autentycznej wolności. Słucham o wolności, której towarzyszą lęki i obawy. Słucham i pytam sama siebie: O co chodzi? Dlaczego tak trudno zanurzyć się w wolności? I przychodzi mnóstwo odpowiedzi, wśród których jest TA: niewygodna, uwierająca, drażniąca, a nawet odpychająca, czyli taka której chcę się bliżej przyjrzeć (bo coś jest na rzeczy).

Wolność, która pochodzi z głowy (z umysłu) i której najczęściej doświadczamy, nie jest wolnością w pełni. Potrzeba nam jeszcze doświadczyć wolności pochodzącej z ciała i z ducha. Wychowałyśmy się w patriarchalnym świecie. Dorastając w nim dorastałyśmy równocześnie do niezgody na drugoplanową rolę. Znalazłyśmy w sobie siłę, by o tym mówić, by trzasnąć drzwiami i  budować życie w jego sąsiedztwie. Jest nam lepiej niż naszym babkom ale wciąż nam czegoś brakuje. Może MOCY? Mocy, dzięki której po podjęciu decyzji, mimo lęku i pojawiających się trudności, wciąż znajdujemy powody, uzasadnienia dla tej decyzji.

Jesteśmy silne ale czy mamy moc? 

Siła pochodzi z tarcia. Moc z energii.

Szukamy siły, by nie być słabe. Zapisujemy się na warsztaty asertywności, zarządzania zespołem. Jeździmy w rajdach, chodzimy w kurtkach moro, planujemy podróż dookoła świata. Odbywamy kurs WenDo, uczymy się egzotycznego języka. I to jest super. Dzięki korzystaniu z naszej siły jesteśmy zdeterminowane do działania, zmotywowane do realizacji marzenia, pewne swoich wyborów. Odnalazłszy wewnętrzna siłę potrafimy walczyć o siebie, o swoje pasje i pragnienia.

Nauczyłyśmy się być silne. Dbamy o to, by już nie zepchnięto nas na margines życia zawodowego, domowego. A czy umiemy korzystać ze swojej mocy? Z uśpionej energia, która płynie w kobiecym ciele. Mocy uśpionej w sercu, biodrach i brzuchu.

Coraz częściej doświadczam i dostrzegam jak wiele z nas żyje obok swojego ciała. Dużo częściej dbamy o jego zewnętrzną powłokę niż o to, co znajduje się w opakowaniu. Słyszymy nasz wewnętrzny głos w postaci bólu ramion, ściśniętego żołądka, drętwienia dłoni i szybko o nim zapominamy. Uszkodzone 10 lat temu kolano choć systematycznie przypomina o sobie pozostaje tylko kolanem, a przecież tam w środku jest to, co składa się na naszą moc: czucie. To z czucia bierze się czułość, wrażliwość, delikatność, empatia.

Czucie – fundament mocy!