Mam ją w lesie. W lesie zwalniam. W lesie nie mam nic pilnego do załatwienia. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może to z powodu tej wszechobecnej zieleni niemal we wszystkich odcieniach? A może z powodu rozmów ptaków, szumu wiatru w koronach drzew, kojącej ciszy? Cokolwiek to jest, niech będzie. Niech trwa. Las (podobnie jak bieganie) to moje strategie na równowagę.
Pamiętam ogromne wrażenie jakie zrobiła na mnie książką „Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena. Pamiętam ogrom zaskoczenia i zdziwienia, gdy przeczytałam o drzewach porozumiewają się ze sobą przez „Wood-Wide-Web” – czyli swój podziemny grzybniowy internet. Dziś spacerując lesie, czuję, że wchodzę na teren połączonej, żywej społeczności. Społeczności, która dba nie tylko o siebie nawzajem ale także o tych, którzy pojawiają się w niej od czasu do czasu, o nas ludzi.
Potem przeczytałam „Ostatnie dziecko lasu”. Niezwykłą książkę, w której autor, Richard Louv, pokazuje dlaczego dzieci przede wszystkim potrzebują kontaktu z przyrodą. Moje wewnętrzne dziecko potrzebuje tego tak samo jak moje córki. Podoba mi się teoria poparta badaniami o tym, że kontakt z przyrodą w dzieciństwie sprawia, że wyrastamy na osoby silne, uważne, sprawne. Przyroda wspiera nasze poczucie wartości i pewność siebie ponieważ przyjmuje nas takimi jakimi jesteśmy. Obcowanie z lasem, w którym chyba najwięcej dzikiej natury pozwala nam zachować własny „dziki kawałek”.
Poza lasem i łąką (taką dziką, położoną gdzieś na skraju lasu) nie znam środowiska, w którym wszystkie moje zmysły byłoby zaangażowane w niemal taki sam sposób. Żaden z nich nie gra pierwszych skrzypiec. W lesie mam wrażenie, że zmysły przenikają się, uzupełniają, czekają na swoją kolej.
Niedawno dowiedziałam się, że japońscy naukowy przez prawie 10 lat prowadzili badania, których efektem jest obowiązujące w Kraju Kwitnącej Wiśni zalecenie shinrin-yoku- leśne kąpiele. Leśna terapia, czyli relaksacyjne zanurzenie się w lesie, bez jakiejkolwiek aktywności „nie tylko wzmacnia układ odpornościowy, ale także obniża poziom cukru we krwi, pomaga chorym na depresję, poprawia przemianę materii i stan układu krążenia, obniża ciśnienie, redukuje stres, dodaje energii i podnosi próg bólu”. (za Wysokimi Obcasami).
Las to synonim mojego dzieciństwa. Moja ukochana babcia, wiecie która, mieszkała na skraju lasu. Pełnego borówek, grzybów i mrowisk. Przez las biegaliśmy na pole w okresie żniw. Przez las szliśmy do sklepu (2 km) i do kościoła (5 km) . Przez las chodziliśmy do ukochanej siostry mojej babci. Nigdy więc nie bałam się lasu. Tak jak nie bała się go ani moje mama, ani jej mama. Nie boją się go więc i moje córki.
Las chronił ukrywaną przez moich dziadków Żydówkę. Las przyjmował łzy bólu mojej babci po śmierci dziadka. W lesie, w połowie drogi spotykali się moi rodzice, zakochani w sobie. Las stał się scenerią dla mojego „tak”. W lesie krzyczałam z rozpaczy i cieszyłam się z obietnicy.