Od grudnia świadomie wybieram spotykać się z sobą. Kilka razy w tygodniu. Wybieram chodzić z sobą na spacery, pić z sobą kawę, jeść śniadania i kolacje.

Z końcem roku chcąc zatroszczyć się o siebie, o swój CUD (ciało, umysł, ducha) stworzyłam TROSKLIWY GRUDZIEŃ. A na początek roku postanowiłam dostrzegać obfitość i dlatego powstał OBFITY STYCZEŃ. No i potoczyło się. Tak to już u mnie jest ♥

Może już wiesz, a może nie, że założyłam na FB grupę (nazywa się tak jak ten post), do której Cię zapraszam, jeśli chcesz w każdym miesiącu pamiętać, by być blisko siebie. Po to ją założyłam. By pamiętać, przypominać sobie, że spotkanie z samą sobą, to jest to, co wybrałam na ten rok.

Pod koniec każdego miesiąca właśnie tu będę publikować małe podsumowanie, na które składać się będą odkrycia, przemyślenia dotyczące wartości, potrzeby, stanu, o którą się troszczyłyśmy cały miesiąc. Czas zatem na OBFITOŚĆ. 

Spośród synonimów obfitości do tego, co dostałam przez te 31 dni, pasuje: wielość, bezlik, dostatek, gąszcz, rozmaitość, bezmiar, napływ, pełność, pomyślność, bujność, dostatek, żywotność… i to nie wszystkie.

Zaczynając styczeń byłam przekonana, że wiem czym jest obfitość, więc nastawiłam się na dzielenie się z innymi tym, inspirowanie ich. I gdzieś tak po dwóch tygodniach dotarło do mnie, że znam ją dokładnie tak, jak sąsiada z pierwszego piętra, z którym najpierw witałam się mówiąc „dzień dobry”, a teraz „cześć”. I tyle. No nie… coś jeszcze o nim wiem. Wiem jak ma na imię i że ma dwóch synów, i lubi pływać na SUPie.  Miła twarz, uśmiechnięty z miękkim głosem, w kontakcie wzrokowym, przytrzymujący drzwi, gdy wracam z zakupami.

Tak mniej więcej znałam obfitość. Miła, uśmiechnięta, wspierająca, widząca mnie. Otwarta na kontakt, dzieląca się swoimi zasobami z tymi, którzy chcą z niej czerpać. I nagle czytam komentarz nieznajomej dziewczyny i poznaję inną twarz obfitości. Tą, która ukrywała się za strachem o to, że nie wystarczy: czasu, pomysłów, sił, rozmów, ludzi. Znacie taki stan? Nie ten, że zabraknie dla Ciebie: pracy, szczęścia, marzeń, pieniędzy, zdrowia, ale ten, że mając to wszystko nagle zabranie czasu, by pieniądze wydać. Pomysłów, które można wdrożyć w pracy. Sił, by zrealizować marzenie. Czy wreszcie ludzi, z którymi chcesz rozmawiać o szczęściu (i o nieszczęściu też).

To było dla mnie niezwykłe odkrycie. Przyniosło więcej jasności i rozumienia ludzi (w  tym mnie samej) podążających po śladach innych, sprawdzających co, kto już zrobił, i co planuje. Tych, którzy nasyciwszy się w jednym miejscu idą do innego.

Przypomniałam sobie wszystkie te razy, ostatni był tak niedawno, w których byłam przekonana, że mam wspólną drogę z drugim człowiekiem. Dwoje, troje, sześcioro ludzi i jedna droga.  A przecież każdy z nas ma własną, niepowtarzalną, przygotowaną tylko dla niego drogę. Owszem, czasem (raz dłużej, raz krócej) moja i twoja ścieżka połączą się w jedną, ale ich naturą jest biec raczej obok siebie, równolegle, czasem skrzyżować się, a czasem oddalić od siebie. I to zaufanie swojej własnej drodze jest powiązane z korzystaniem z obfitości.

Ani Tobie, ani mi niczego nie brakuje… wszystko, czego potrzebujemy jest na naszej drodze. Mam głębokie przekonanie, że dla każdego człowieka wystarczy czasu, miejsca, ludzi, pomysłów i marzeń. Dla mnie i dla Ciebie też 🙂

Po miesiącu przyglądania się obfitości mam 100% pewność, że dwie rzeczy pomagają w zaufaniu swojej drodze. Świadomego oddychanie. Ale ono chyba w wielu przypadkach pomaga…hihi…

Odkąd codziennie,przez chwilę, oddycha świadomie, łatwiej mi doświadczać obfitości na drodze i w drodze.