Beata Master w swojej książce „Edukacja spersonalizowana” nazywa pytania „agentami optymalnej zmiany dla konkretnej osoby, która samodzielnie poszukuje odpowiedzi”. Podoba mi się myślenie o pytaniach jak o „agentach” zatrudnionych przez Odpowiedzi.
Poszukiwanie odpowiedzi stanowi fundament pod rozwój człowieka, ludzkości. Rozwój ekonomiczny, społeczny, duchowy, osobisty. Nasze życie wypełnione jest pytaniami. Często tymi od czapy ale także (mam wrażenie, że coraz częściej) tymi, które pozwalają zmienić czy poszerzyć perspektywę. Pytaniami o nas samych, o to, co dla nas ważne. Pytaniami, które zadajemy sami sobie i tymi, które zadają nam ludzie. Pytaniami, które zatrzymują w połowie kroku, uchylają zamknięte drzwi, pokazują niewidzianą (lub niewidzialną) rzeczywistość.
Z pewnością usłyszeliście pytanie (a może i nie jedno), które znaczyło dla was dużo więcej niż godziny wyjaśnień i tłumaczeń. Może zadał je ktoś bliski, a może ktoś zupełnie przypadkowy. Może było skierowane do was, a może do kogoś zupełnie innego, a jednak to wy zaczęliście szukać na nie odpowiedzi. Być może pamiętacie swoje własne pytanie, które sprawiło, że oczy waszego rozmówcy otworzyły się szerzej, zabłyszczały, zaszkliły się.
Pytania mają moc (w końcu to słowa), szczególnie wtedy, gdy uruchamiają wewnętrzny proces człowieka. Gdy zadajemy je nie po to, by usłyszawszy odpowiedź wymądrzać się ale po to, by stworzyć przestrzeń dla drugiego. Pomóc mu zbliżyć się do siebie samego.
Chciałabym otwierać usta tylko wtedy, gdy mam jasność, no dobra… przypuszczenie… że moje pytanie przyczyni się do wzrostu drugiego. Otwieram je jednak znacznie częściej i czasem zadaję pytania od czapy czyli pytania:
- retoryczne, na które przecież znam odpowiedź (Czy odrobiłaś lekcje?) i których celem jest chęć konfrontacji (Wyrzuciłeś śmieci?)
- zamknięte, które niczego nowego nie wnoszą poza fochem, świętym oburzeniem czy równie świętym wkurzeniem (Po otwarciu lodówki w której nie ma mleka pytam: Kupiłeś mleko?)
- nie będące pytaniami pomimo właściwej intonacji głosu (Ile razy mam ci to powtórzyć, żebyś wreszcie zrozumiał?)
- bez wyboru (Chcesz pogadać? Bo mi zależy, żebyśmy o tym pogadali.)
Ponieważ jednak nauczyłam się być mniej krytyczna wobec tego, co wychodzi z mojej paszczy, to nauczyłam się też zadawać pytania, które uruchamiają proces myślowy i tym samym pozwalają drugiemu dojść tam, gdzie nie wiedział, że może dotrzeć.
Uwielbiam takie pytania zadawać dzieciom, osobistym i tym szkolnym, i patrzeć jak się zatrzymują i zaczynają szukać odpowiedzi. Na początku, gdy jeszcze dobrze się nie znamy, odpowiadają tak, jak myślą, że powinni, bo przecież to lekcja historii, rozmowa z nauczycielem, dorosłym. Nieco później odpowiadając zostawiają znak pytania na końcu, aż wreszcie padają odpowiedzi, które są osobistą opowieścią o uczuciach dziecka, o tym, o co chce się zatroszczyć, co dla niego ważne, co ma sens. Padają odpowiedzi mówiące o: jego wyborach, doświadczeniach, o odniesionych sukcesach i podniesionych porażkach.
Uwielbiam takie pytania:
- Gdybyś miała mnie tego nauczyć, to jakbyś to zrobiła?
- Gdybyś mogła wszystko, to jak chciałabyś rozwiązać ten problem?
- Jak część ciebie tego chce? (A jaka część ciebie tego nie chce?)
- Co się zmieni, gdy już dostaniesz to, co chcesz?
- Co chciałabyś żeby się wydarzyło?
Dziś zadaję je głównie starszej córce, która mając naście lat, chce więcej rozumieć. A kiedy je zadaję, to odpowiedź jest dla mnie równie ważna, jak cisza. Nauczyłam się bowiem, że cisza to informacja o ty, że Zo myśli. Może myśleć jak tu wykręcić się od odpowiedzi 😉 ale też może myśleć o tym, co jest dla niej ważne. O słowach, którymi chciałabym opowiedzieć o tym, co się dzieje. O uczuciach, których nie umie nazwać, bo przychodzą tak nagle i takie są różnorodne. O tym, czego nie dostaje mimo, że prosi, i co do niej nieproszone przychodzi. Cisza to informacja, że zaczął się proces.